Chodzi o zbliżanie się do korzeni, do pierwotnego niebytu, chaotycznego oceanu którego powierzchnię
wyznaczały krawędzie rozkurczającego się dopiero wszechświata. Powracamy do stanu sprzed narodzin, nasłuchujemy pierwszego
uderzenia własnego serca, głęboko, głeboko pod poziomem świadomości, na długo zanim świadomość mogła powstać. Odnajdujemy
coś własnego w pierwszych białkach, które postanowiły zacząć się replikować na dnie morza. Widzę siebię w tej pierszej
nici prostego kodu genetycznego, wiem, że to pierwsze słowa, jakimi przemówiliśmy. Wiem, że choć oryginalny nośnik żył
pewnie pare dni, jego słowo, opis syntezy samego siebie, jest gdzieś we mnie. Każda komórka mojego ciała zawiera w sobie,
na jakimś nieużywanym odcinku, funkcjonalną kopię pamiątki po tej chwili.
A teraz wynurzam się trochę. Staję się świadomy bicia swojego serca. Słyszę je. Czuję jak krew rozpływa się po moim ciele,
roznosząc cząsteczki tlenu. Czuję powietrze, które ociera się o sluzówkę nosa.
Otwieram oczy. Dwudziesty pierwszy wiek. Moje palce miękko naciskają klawiaturę laptopa, widzę to, co napisałem na
ciekłokrystalicznym wyświetlaczu. Tyle zdążyliśmy już zrobić! A ile jeszcze jest do zrobienia !!
Lubię nurkować w kierunku prapoczątku. Opadać w ciemną otchłañ wewnątrz pamięci mojego ciała. A potem obudzić się tu i
teraz, ze świadomoścą ciągłości, z wektorem zmian, i z sercem pełnym radości, że mogę oglądać pracę kołowortu życia.
A jesli szukacie hobby dla siebie, to może zbieranie kaczuszek ?
Znowu szukałem się w googlach (sorry, ego-trippuję czasami),
i trafiłem na coś takiego . A było to tak:
któregoś dnia w odpowiedzi na maila 'uwaga na nowego wirusa', rozesłałem do iluś ludzi tekscik antyspamowy,
na który nie odpowiedział mi nikt. Jedynym śladem reakji było to, że koleżanka która miała pecha pare
dni wcześniej coś mi podesłać, obraziła się na mnie. A tak - kamieñ w wodę. I teraz co ja widzę? Tekst, po
trzech latach, trafia na czyjegoś bloga.
Zbliżasz się do czarnej dziury. Jej grawitacja przyspiesza cię coraz bardziej, ku prędkości światła. Czas dookoła ciebie
staje. Słyszysz jak staje w bezruchu ultraskomplikowana maszyneria twojego statku kosmicznego, odsłaniają się kolejne
struktury. Słyszysz ruch cząstek. Jednak punkt zero leży poza granicami naszego wszechświata... Stop.
Duże wewnątrz małego, i na odwrót, i aż po bezkres.
cykl:iteracje
ps. sprawdza się moja paranoiczna wizja. Microsoft zmienia komputery osobiste w maszynki do odbierania nieskoñczonego
strumienia kodu - po zainstalowaniu SP2 nasz system zaczyna sam zasysać 'poprawki'. Czy masz na dysku instalacje wszystkich łatek do
swojego XP? jeśli nie, to lada miesiąć microsoft może zakręcić ci kurek. Płać, albo zgiñ. Sam sasser wystarczy żeby
obroty nowymi windowsami wzrosły o 1000% w momencie jeśli dość szybko odbierze się użytkownikom możliwość decydowania
o tym czym ich system jest.
Oczywiście autoupdate można w sposób
bardzo przyjazdny dla użytkownika wyłączyć, ale to i tak tylko na 240 dni. Potem znowu, jak te gęsi pod kurkiem.
dobra, koñcze bo się unoszę. Nie instalujćie SP2. ostatnia szansa.
W dziale filmy umiesciłem nową produkcję video-eksperymentalną
Live Feedback Sessions Vol.1. Samomultiplikujący sie chaos. Wizualne sprzezenie zwrotne, realizowane na zywo, za pomoca dwoch mikserow wideo, kamery i telewizora. Podróż ku praprzyczynie fraktalności
Pierwsze przymrozki, powietrze przyjemnie skrzypi przy wdechu, słoñce lśni na szronie. Dobrze że wziąłem dwa swetry.
W kondycji człowieka pocieszające (a może - dodatkowo radujące) jest to, że zawsze, ale to zawsze są jakieś opcje,
o których nie wiemy, że są. Zawsze przecież możesz napakować plecak jedzeniem, wyjechać na gapę na rogatki miasta,
a stamtąd stopem dokądkolwiek chcesz - może indie, może norwegia. Ludzie tak robili, i miejmy nadzieję robić tak będą
nadal. Zawsze możesz spróbować kandydować na prezydenta, iść do klasztoru, zapisać się na jogę, albo polatać na
paralotni.
I znowu problemy techniczno-organizacyjne unieszkodliwiły stronę na pare dni, w chwili gdy piszę te słowa trwa kopiowanie
gigabajta danych na nowy serwer, więc cierpliwości, niebawem powinno wszystko wrócic do normy
Po paru dniach nieobecności zambari.art.pl działa znowu, niestety z przyczyn technicznych, spowrotem na wolniejszym
łączu. Mam nadzieję że sprawa wróci do porządku niebawem.
Uwaga. ZVLOG oficjalnie startuje. Na ten moment ma 235 plików video,
co czyni go jednym z największych video-blogów na świecie, i z całą pewnośćią na pierwszym miejscu w polsce. Zobacz, skomentuj,
a w wolnej chwili przeczytaj opis.
przy okazji pisania skryptów do komentarzy, dodałem możliwość komentowania także do plików filmowych, tak więc jeśli
mieliście coś do powiedzenia na temat danej produkcji to zachęcam do komentowania.
Tak więc oto powróciłem z londynu. Wojaż mój był niestety zbyt krótki by zasmakować blasków i cieni wszelakich tego
wielkiego miasto, jednakże istnieje ono i ma się dobrze, co nie zawsze daje się z czystym sumieniem powiedzieć o ojczyznie. Warto jednak,
i to dla mnie z wycieczki chyba największa korzyść, wiedzieć, iż są na świecie miejsca, gdzie żyje się po prostu normalnie. I że każdy kto
ma troche siły i chęci może się tam zmieścić. To wszystko jest zaprojektowane tak, żeby było maksymalnie proste w obsłudze i jednocześnie
wydajne. Każdy czterolatek który umie czytać potrafiłby dojechać do domu londyñskim metrem, które liczy łącznie 65 kilometrów drogi.
Jak zapewne niektórzy zauważli, na stronie przybył duży dział. jest to mianowicie VLOG, zwany gdzie indziej ZVLOGiem.
Na razie w fazie rozwojowej, ale prace wykopaliskowe trwają, i w niedługim czasie (łudzę się że w ciągu najbliższych dni)
nastąpi oficjalne odsłonięcie tego wiekopomngo projektu, samozwañczego monumentu, wyrażającego rozwój człowieka z
kamerą wideo w ręku.
Do działu filmowego dodałem nową produkcję pt. 'Kronika Towarzyska'. Jest to rejestracja
życia towarzyskiego FAMY, dokonana w ciągu bardzo krótkiego czasu, prawie bez montażu. Bo życie jest zawsze gdzie indziej.
Niektóre rzeczy, które robimy z myślą o kimś, w istocie robimy dla kogoś zupełnie innego, rzeczywistość używa podstępu,
bo jakże inaczej mogłaby nas przekonać że tak będzie lepiej dla ładu świata.
Mamy inne cele. Ty pragniesz pokoju w iraku, ja w czeczenii, ty chcesz wytrawnego, ja słodkiego, ty czarną, ja białą, jednym
słowem, chcemy dla świata czegoś innego.
We wszystkim czego się chce, w realizacji prawie wszystkiego czego można pragnąć, mimo najszczerszych chęci, zaprzeczyć nie
można, iż pieniądze rzeczą pomocną są.
Dlatego nie traktuj mnie jako materialistę, gdy prosisz mnie o zrobienie jakiejś rzeczy niezgodnej z moim celem, a ja pytam 'za ile?'.
Wciaz ten rozkrok. Pomiedzy byc a byc-inaczej. Ktore jest ktore. Czuje odpowiedz głęoko w sobie, choc czasem, przez
nieuwagę, zginam kark, i słucham co mówia mi, ze jest prawdą.
Gdy słucham, to ma sens. Jest konstrukcją nie do podważenia. Fundusze emerytalne sa potrzebne, zeby nie zaskoczylo
cie niebezpieczenstwo, a wiec pracujesz piec dni w tygodniu na mieszkanie, wodę, światło, internet, komórkę, a w sobotę
pracujesz na składkę.
Odrzucam to. A sekunde pozniej obracam monete, a z drugiej strony tez jest reszka.
Moze to ja sie myle. Moze to ja jestem dziwny, że nie potrafie uwierzyc. W koncu moja konstrukcja nie daje się dowieść
logicznie. Logiką potrafię tylko zdekonstruować zastane, i zostawić cię pod bramą niepoznawalnego
Ojcze. Nauczyles mnie myslec, jestem Ci za to wdzieczny.
Dales mi tez duzo wolnosci, i za to jestem Ci jeszcze bardziej wdzieczny.
Dałeś mi wszystko co mogłeś, abym mógł dojsc dalej.
Nawet nie po twojej mysli. Może wogole nie po jakiejkolwiek mysli, tylko w zgodzie z pulsem. Tym o zerowej czestotliwosci.
Czasem slysze go dokladnie. Czuje caly rytm, miarowe pulsowanie kosmicznego serca, choc caly czas jaki istnieje, to
tylko jedno uderzenie. Nieskonczony okres, połykający sam siebie.
Dotykam symbolu na monecie
ostroznie obracam monete, gdy spojrze pod swiatlo, dostrzegam odcisk swojego palca.
gdy o tym mysle, dochodze do wniosku ze to nie FAMA przesunela moj wyjazd do londynu, tylko
moondalla. Przyjdz, zobacz. Zrobie co w mojej mocy.
duszno, nie mogę zasnąc.
otwieram okno.
tak, to byl dobry pomysl, przez otwarte okno dostaje sie do pokoju swierze powietrze
czekalo na mnie na zewnatrz, tylko przymkniete okno nie pozwalalo mu wejsc.
jest ciemno, cicho, niebo rysuje sie ledwie odroznialna od linii horyzontu poswiata.
a wiec swiat na zewnatrz rzeczywiscie jest piękny.
wlaczam komputer aby zapisac to zdanie.
zniewolenie. dlaczego nie moglem pozwolic mu byc, i poczuc to piekno, przez chwile
pobyc swiatem. musialem znowu przejsc na swoja strone lustra, i napisac te pare zdan.
dobrze chociaz, ze moja praca w babilonie pozwolila mi napisac te pare zdan stojac
polnago na tarasie, na moim laptopie
Minelo kilkadziesiat godzin od formalnego konca sesji, a moja energia już wraca. Myslalem, ze zajmie mi to
znacznie dluzej. Zostalo jeszcze pare rzeczy do przetopienia i uformowania na nowo, ale sila juz jest. Jeszcze
tylko dwa montaże, być może ustny z laserów, i moge zabierac się za to co chcę. Czyli za co?
Na warsztat pojdzie wideo, wizualizacje i wizualizacyjne filmy, chcę przygotować obrazy które mógłbym puścić
nie tylko w komercyjnym sfinksie, ale także na transowym open-air (nadchodzi moondalla - wierzę, że przekonam TOGę)
A więc - dziwne kształty, fakturki, dotykalność, wizualna sensualność, trochę dalej od semantyki tym razem, niech to
będzie do poczucia a nie do zrozumienia.
Tak, tak
sochacki, musisz miec racje, w glebi duszy jestem mieszczaninem. na powierzchni tez. Jednak dopoki
mieszczanstwo moje bylo nieuswiadomione, nie bylo ono elementem mojego swiadomego losu. Gdziez jest jednak droga
poza - bo przecież nie poprzez deklareacje "już nie będę", to przecierz wciaz moze byc mieszczanskie.
A jednak daje nadzieje mysl, ze to potrzebne, ze ludzie, a nawet sztuk jeden ludz, taki jak ja,
ma do wykonania pewnego rodzaju zadanie, misje pewna co to spelnic ja musi.
Czyzby warunkiem prawdziwego szczescia bylo nie postrzeganie go? Czyzyby prawdziwa miara pieknosci
bylo postrzeganie sie jako nie do konca pieknych - z zawarciem dazenia do doskonalosci?
bo to, co nie dazy, jest martwe
przekonuje siebie wciaz, ze daze, ale pewnosci wciaz nie mam.
moze to tylko mechanizm, dookola nas
jedenascie lat, sochacki, kto wie, moze sie uda.
wlasnie przyszly trzy smsy. moj siemens sl45i, kupiony zeby sluchac mp3 slicion sound (trance),
dlugo bedzie je otwieral.
tak, jak mialem nadzieje, od Ciebie.
"dzieki, ze uswiadomiles mi, ze turndo sie z toba rozmawia"
od: zambari 19.04.2005 05:028
do: zambari
usmiechaj sie czasami
Od miesiąca bez update? A wydaje się jakby minęło kilka dni. Moje życie aktualnie podlega rytmowi wyznaczanemu telefonami
od znajomych z branży reklamowej, którzy proponują mi kolejne zlecenia. Więc drrr, gdzie, kiedy, i zamiast pracować nad
swoimi pracami, szlifować stronę, albo choćby uczyć się, biegam gdzieś, albo zatrzaskuję się w fotelu przed ekranem. O luksusach
takich jak wypad ze znajomymi gdziekolwiek, nie ma wogóle mowy. Czy jeszcze wogóle mam jakiś znajomych? Na 30 maili które
przychodzą w ciągu doby, siedem to wirusy, pięć chce mi sprzedać viagrę, sześć jest napisana po koreañsku, i nie wiem co
chce mi sprzedać, dziesięć to grupy dyskusyjne, i max. dwa są do mnie, średni rozmiar - trzy zdania. Gdzie te czasy, kiedy
poświęcałem godzinę dziennie na czytanie i pisanie kilkunastokilowych esejów wymienianych mailem. Dyskusje o życiu, filozofii,
religii.
Teraz jeśli ktoś chce pogadać, to wystawia sobie na gadu status w postaci wersu odpowiedniej piosenki.
a ja wciąż mam modem, gadu w zasadzie mnie nie dotyczy - pare minut dziennie.
dobra, zaczynam się nad sobą użalać, a nie ma nad czym - choć moje ciało funkcjonuje od jakiegoś czasu na coraz większym
wyczerpaniu (dziś o 16 po prostu padłem na dwie godziny), jestem szczęśliwy, a cała ta praca ma przecież cel. Wiem, że żyję
po coś, a nawet przeczuwam coraz bliższe nadejście momentu, w którym zrozumiem dokładnie po co. I tak nie muszę wiedzieć
dokładniej niż teraz. W zasadzie nie potrzeba mi nic więcej niż to co mam, lub aktualnie na to pracuję.
PS. Do tego jeszcze sesja...